Chychła - pierwszy Polak ze złotem olimpijskim był z Gdańska

2 sierpnia 1952 roku po raz pierwszy w powojennych igrzyskach zagrano Mazurka Dąbrowskiego. Złoty medal olimpijski zdobył Zygmunt Chychła, rodowity gdańszczanin. Karierę rozpoczął jeszcze przed wojną w Gedanii

Historia boksera z Gdańska mogłaby stać się kanwą do filmu ukazującego przemianę Europy po drugiej wojnie światowej. Popularny Zyga miał zaledwie 170 cm wzrostu, ale budził postrach wśród rywali na całym świecie.

Zamienić mundur Wehrmachtu na syrenkę

Chychła urodził się w Gdańsku w roku 1926. Karierę rozpoczął tuż przed wojną w roku 1939 w polonijnym klubie Gedania. Niestety, nadchodzi wojna, Zygmunt traci obywatelstwo gdańskie. Przez niemal pięć jest poza marginesem prawa i życia społecznego. W 1944 roku przypomina sobie o nim armia niemiecka. III Rzesza jest w odwrocie i do armii trafiają Kaszubi i Polacy mówiący po niemiecku. Trafia również i Chychła. Na krótko, bowiem od razu po przetransportowaniu na front we Francji zbiega do II Korpusu Armii Polskiej gen. Władysława Andersa. Symbolem oddziału jest naszyta na ramieniu syrenka warszawska. W armii jest niekwestionowanym mistrzem boksu. Do kraju wraca w 1946 roku.

U „Papy” Stamma

Już w 1947 roku Chychła, znów trenujący w Gedanii, debiutuje w kadrze Polski prowadzonej przez legendarnego Feliksa „Papę” Stamma. We wspomnieniach Stamm pisał, że rozumiał się z Zygą dobrze przez swoje pochodzenie. Trener pochodził z Kościana i młodość spędził w Poznaniu i podobnie jak gdańszczanie był traktowany z rezerwą przez mieszkańców centralnej Polski.

W przeciwieństwie do przedwojennych trenerów pod okiem Stamma nastąpiła indywidualizacja treningu. Niewielkiego Chychły nie zmuszał do siłowych ćwiczeń. Gdańszczanin był niewielkiej postury, ważył 66 kg przy 170 cm wzrostu. Trenował więc przede wszystkim szybkość i technikę. Dodatkowo miał dużą odporność na ciosy, która zapewniła mu przydomek „twardy Kaszub”.

Pod okiem Stamma zgromadziło się wielu wybitnych pięściarzy, ale to talent Chychły eksploduje pierwszy. Już na igrzyskach w Londynie w 1948 roku polski zawodnik awansuje do półfinału.

Bokserzy w służbie przyjaźni polsko-radzieckiej

Sport w latach stalinizmu miał służyć przede wszystkim propagandzie komunistycznej. W 1951 roku Chychła został mistrzem europy w Mediolanie. Gdy wracał do kraju, na pierwszej stronie „Przeglądu Sportowego” wydrukowano jego rzekome poparcie dla apelu prosowieckiej Światowej Rady Pokoju wzywającego do zakazu używania i rozprzestrzeniania broni atomowej. Bokser o całym zdarzeniu nawet nie wiedział.

Na igrzyskach w Helsinkach w 1952 roku Chychła zdobył złoto, pokonując w finale Siergieja Szczerbakowa. Stamm w swych pamiętnikach pisał: „Wreszcie nadeszła ostatnia minuta. Atak Chychły, wspaniały atak! Zygmunt całkowicie spycha świetnego rywala do defensywy. Szczerbakow, uprzednio nacierając z olbrzymią ambicją, dał już z siebie wszystko; teraz przeżywa tragedię, nie jest w stanie dłużej odpowiadać na uderzenia Chychły. Czyż i tym razem sędziowie popełnią pomyłkę? Nie, to już byłoby zbyt wiele. Sekundy dłużą się w nieskończoność, wreszcie rozlega się głos spikera: - Zwycięża jednogłośnie Chychła”.

Były to pierwsze igrzyska, w których uczestniczył Związek Radziecki. Wielu działaczy uważało pokonanie przedstawiciela „bratniego narodu” za afront. Być może dlatego żaden działacz nie wyciągnął do Chychły dłoni, gdy ten chorował. Dodatkowo bokser w roku 1951 i 1952 zwyciężył w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski.

W roku 1953 w finale mistrzostw Europy w Warszawie po raz kolejny polski pięściarz obił Szczerbakowa. Polscy działacze bokserscy zgłosili jednak protest, uznając, że powinien wygrać obywatel ZSRR. Skarga została jednak oddalona.

Warszawskie mistrzostwa Zygmunt Chychła o mało co nie przypłaciłby życiem. Po igrzyskach olimpijskich wykryto u niego gruźlicę. Ponieważ mistrzostwa w Warszawie nie mogłyby się odbyć bez największej gwiazdy polskiego boksu, lekarze okłamali pięściarza. Walczył, mimo że choroba siała spustoszenie w jego organizmie. W jego płucu powstała jama.

Murzyn zrobił, Murzyn może odejść

Chychła musiał przejść długie i kosztowne leczenie. Odwrócili się od niego działacze ze związku bokserskiego. Część pieniędzy pożyczyli mu Stamm i koledzy drużyny. Dumny gdańszczanin nie chciał jednak darowizn. By móc się utrzymać podczas leczenia, zmuszony był do sprzedania swoich sportowych trofeów.

Chychła, pierwszy powojenny medalista olimpijski, w zapomnieniu skończył karierę. Miał zaledwie 27 lat. Stoczył 263 walki, 241 wygrał, 10 zremisował i 12 przegrał.

Rozpoczął szkolenie młodzieży w gdańskim Stoczniowcu. Pieniądze były jednak kiepskie. Chychła był rozgoryczony takim życiem i zaczął marzyć o wyjeździe do Niemiec. W 1956 roku wyjeżdża tam jego szwagier. Bokser, który niegdyś specjalnie przekroczył linię frontu i poddał się, by nie służyć w Wehrmachcie, teraz chce trafić do Niemiec. Władze komunistyczne mu jednak odmawiają.

By wiązać koniec z końcem, Chychła prowadzi treningi też w klubach w Wejherowie i Gdyni. Momentami dorabia również jako tragarz w porcie. Służba Bezpieczeństwa jednak walczy z bokserem i z kolejnych miejsc pracy jest on zwalniany. By pokazać swoją dramatyczną sytuację, mecze bokserskie odwiedzał... boso.

W 1972 roku udaje mu się zdobyć pozwolenie i wyjeżdża z rodziną do Hamburga. Aż do emerytury mistrz olimpijski pracował na niemieckiej kolei. Władze komunistyczne w akcie zemsty usuwają jego nazwisko z książek lub nazywają go „gdańskim folksdojczem”.

Jestem gdańszczaninem

Chychła nie mógł pogodzić się z tym, że odwrócili się od niego znajomi i nie ma prawa do powrotu.

W 1985 roku pisze list do red. Tadeusza Olszańskiego z „Tempa”. „Zawsze czułem i czuję się nadal gdańszczaninem. Może moje pochodzenie i sytuacja przedwojennego Gdańska wycisnęły na mnie piętno tolerancji; zachowanie języka niemieckiego w Gdańsku było dla mnie i mojej rodziny tak samo naturalne jak zachowanie języka polskiego w Hamburgu. (...) Wywalczone przeze mnie pasy mistrza Europy i medal olimpijski nie były, niestety, a może i na szczęście, ze złota, tak że przedstawiały tylko wartość moralną, za którą nie można było wiele kupić. Tylko dlatego przetrwały w przeciwieństwie do innych nagród moją chorobę i czas niedostatku”.

Bruno Zwarra, autor książek o przedwojennym Gdańsku, w wywiadzie z „Gazetą Wyborczą” mówił: - Niech pan popatrzy, [Chychła] zdobył pierwsze po wojnie złoto dla nowej Polski i nie ma po nim śladu w Gdańsku, w Polsce. Jego cała rodzina żyje w Niemczech. W latach 50. sporo moich kolegów uciekło do Niemiec. Wyzywano ich od hitlerowców i folksdojczów.

Dopiero po 2000 roku zaczęto sobie przypominać o znakomitym bokserze. W 2003 roku otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Gdańska. Zygmunt Chychła umarł 26 września 2009 roku w Domu Seniora w Hamburgu. Jeszcze w 2009 roku został patronem jednej z ulic na gdańskim Chełmie. Dwa lata później na Długim Targu odbył się I Międzynarodowy Turniej Bokserski im. Zygmunta Chychły.

Piotr Celej

Tagi: