Czy odnaleziono neolityczne obserwatorium astronomiczne? Zagadkowe jamy w Borowie w województwie pomorskim

Na Pojezierzu Kaszubskim kilka kilometrów od Żukowa w rozwidleniu drogi krajowej nr 20 i drogi wojewódzkiej nr 211, w odległości kilkuset metrów od wsi Borowo, znajduje się miejsce z dużą ilością na pozór zwykłych zagłębień w ziemi. Ich lokalizacja, i jak się wydaje nieprzypadkowe ułożenie, wskazuje na działalność człowieka. Czym mogły być ślady po pracach ziemnych ukryte w sosnowym lesie?

Walory krajobrazowo-turystyczne

Lasy w okolicach Borowa, Borkowa, Babich Dołów są mi dobrze znane od dziesiątków lat, zwłaszcza że miejsce jest niezwykłe. Lasy przecina Jar Rzeki Raduni, krajobrazowy rezerwat przyrody z odcinkiem zwanym Przełomem Babidolskim. Jest to rezerwat będący najcenniejszym na Pomorzu ze względu na wybitne walory krajobrazowe, unikalne zbiorowiska roślinności, z których część ma charakter podgórski i specyficzny mikroklimat. Głębokość jaru wynosi miejscami ponad 40 m, a kąt nachylenia stromych zboczy osiąga nawet 450. Radunia płynie z prędkością górskiego potoku i jeszcze kilka lat temu była fragmentem turystycznego szlaku spływów kajakowych z odcinkiem sklasyfikowanym jako „górski”. To niemal idealne miejsce, by każdą wolną chwilę spędzić w lesie, bo byłoby grzechem dreptać po szlakach w Polsce, samemu nie wiedząc jakie przyroda i historia przygotowała skarby tuż za płotem w postaci samego jaru, mikroklimatu, bogatej flory i fauny, reliktów grodzisk, kurhanów i kamiennego kręgu.

Gdzieś tak na przełomie 1990 i 1991 r. idąc torem linii kolejowej nr 201, można było znaleźć się w nietypowym miejscu. Torowiska linii 201 i 229 niemal się tu stykają, przy czym to pierwsze jest na wyższym poziomie terenu. Nieco dalej obydwie linie się przecinają, nie krzyżując się ze sobą – linia 201 stalowym wiaduktem bezkolizyjnie przechodzi nad linią 229. Pomiędzy torowiskami znajduje się wzgórze z zagłębieniem, którego dno stanowi małe leśne bagno. Wzgórze natomiast zostało przeorane z dwóch stron przekopami dla linii kolejowych, z których ten południowy - wykonany ok. 1928 r. – ma b. wysokie skarpy i dużą szerokość korony przekopu. Dwa torowiska otulające wzgórze tworzą kształt wrzeciona. Pierwszą rzeczą na którą wówczas można było zwrócić uwagę, to przecinająca tor leśna droga, która swój koniec ma właśnie we „wrzecionie”. Droga pod bardzo łagodnym nachyleniem wije się około 600 m w górę do szosy DW211 w Borkowie niemal na sam szczyt wzniesienia, przez które przechodzi ta szosa (ok. 8 m przewyższenia między linią 201, a DK211). Ta leśna droga to taka droga donikąd, bo nie łączy się w lesie z żadną inną. Prowadzi z głównej drogi Kartuzy-Żukowo tylko i wyłącznie do opisywanego miejsca. Tak jakby jej stworzenie miało służyć niegdyś do jakiegoś konkretnego celu. Na myśl z miejsca przychodzi rzecz oczywista: budowa linii kolejowej. Ale co by miało nią być dostarczane? Do transportu materiałów budowlanych wykorzystuje się głównie budowane torowisko. Są poza tym znacznie lepsze topograficznie miejsca na budowę takiej drogi. Może więc wywożono nią ścięte pnie drzew? Jednak nawet dla wywozu nawet kilkuset pni nie buduje się drogi o bardzo małym nachyleniu profilu podłużnego. Co dziwne nie ma podobnych „dróg donikąd” w okolicy i na tej trasie. Archiwalne mapy ukazują drogę i więcej informacji już oddać nie chcą. Przez lata można było przyjąć, że jednak jakiś leśno-kolejowo-budowlany powód budowy „drogi donikąd” był i nie zastanawiać się dalej nad wątpliwościami.

Znacznie większą ciekawostką był odkryty na szczycie wzgórza znajdującego się między torowiskami zespół dużych jam o średnicy od około 2,5 do 3 m, często stromych ścianach i głębokości od około 1,6 m do ponad 2 m i obwodzie niemal 8 m. Pierwsze skojarzenie oczywiście mogło wiązać się z reliktami niemieckich stanowisk obronnych z 1945 r., ale ich topograficzne umiejscowienie niemal wykluczało tą myśl. Sąsiednie zbocze góruje nad tym terenem, co taktycznie wyklucza usytuowanie w tym miejscu stanowisk obronnych. Nie widać też najmniejszych śladów transzei. Za daleko jest też do obiektów, które miała by chronić bateria przeciwlotnicza w tym miejscu. Może więc są to pozostałości po budowniczych jednej lub drugiej linii kolejowej? Na przykład ziemianki? Tak można było przyjąć i przez wiele lat nad pochodzeniem jakichś tam dziur w ziemi i jakiejś tam leśnej dróżki się nikt nie zastanawiał.

LiDAR odkrywa tajemnice

Zmianę przyniosła kilka lat temu możliwość korzystania w internecie z projektu Geoportal 2 Głównego Urząd Geodezji i Kartografii. Dostępne wizualizacje (z odpowiednio dobranymi parametrami i skalą wyświetlania) danych LAS udostępnianych przez Centralny Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej, powszechnie zwanymi „mapami LiDAR”, dały w Polsce wysyp sensacyjnych archeologicznych (i nie tylko) odkryć. I tak na pozór zwykłe dziury w ziemi, rzekomo chaotycznie umiejscowione „ziemianki” albo „stanowiska obronne z ostatniej wojny” ułożyły się na wizualizacjach w geometryczne formy.  Takie ułożenie, a także o czym dalej, topograficzne umiejscowienie, nie było do ogarnięcia wzrokiem nawet w porze jesienno-zimowej. Kilka jam ze szczytu wzniesienia okazało się być pięciokątem złożonym z największych zagłębień. Nasunęło się więc pierwsze oczywiste pytanie - czy jest to pozostałość po kromlechu? Te największe w okolicy zagłębienia w ziemi są oddalone od siebie od około 20 do 26 m. Sam pięciokąt („kromlech”) ułożony z jam nie jest idealnie równy i nie wpisuje się w koło. Nie leży też na płaskim szczycie, a jest „przechylony” w południowo-wschodnią stronę. Być może jest to efekt mechanizmu pełzania podłoża spowodowanego „podcięciem” stoku przez budowę linii kolejowej i erozją boczną Raduni. Na stoku wzniesienia od strony zachodniej dojrzeć można „siatkę” (?) kolejnych jam w terenie, która z tej strony opada w bagienne zagłębienie. Teren wokół pięciokąta jest zdegradowany nie tylko przez obecność dwóch linii kolejowych, ale też związaną z nimi dużą ilością rowów przeciwpożarowych. Ów charakterystyczny pięciokąt złożony z największych zagłębień przywołuje na myśl niemieckie stanowiska obrony przeciwlotniczej złożone z baterii armat kalibru 8,8 cm. Jednak co najwyżej mogłyby pomieścić stanowisko ręcznego karabinu przeciwlotniczego na podstawie przeciwlotniczej. Nie widać też żadnych schronów ziemnych dla obsady stanowisk plot, ani dla amunicji, żadnych rowów dobiegowych. Zagłębień w terenie, mocno dostrzegalnych w LiDARze i w terenie jest w promieniu 250 m około 30-tu. Cechą charakterystyczną jest też to, że niemal wszystkie zagłębienia w ziemi pozbawione są widocznych obwałowań. Mapa LiDAR ukazuje też pierwotny kształt „drogi donikąd”. Nie kończyła się urywając się nad skarpą linii kolejowej, a układała się w formę pętli pod zachodnim zboczem wzniesienia z „kromlechem”.

Teren na południe od „kompleksu” jest ograniczony Jarem Raduni. Spadek terenu od szczytu wzniesienia do poziomu rzeki która jest w odległości 150 m wynosi ponad 50 m. Widok z poziomu rzeki na szczyt, gdzie znajduje się „obserwatorium” przywodzi od razu na myśl określenie „świętej góry”. Przez tysiące lat musiała ulec znacznemu spłaszczeniu, ale jej dominację nad okolicą bardzo dobrze widać w Google Earth. Wzniesienie to ocaliło najważniejszą centralną część kompleksu ze śladami po „kromlechu” (?). Budowy dwóch linii kolejowych ominęły wzgórze z dwóch stron, jednak znacznie ścinając jego zbocza. 260 m na południowy zachód po drugiej stronie rzeki Radunia znajduje się grodzisko tarasowe. Tereny na wschód są przekształcone przez człowieka, znajdują się tam liczne zabudowania, pola i nieużytki, drogi gruntowe oraz przebiegają przez nie opisane wcześnie dwie linie kolejowe. W odległości 640 m od pięciokąta znajdują się też rozkopane kurhany (tumulusy).

Leśne linie

 „Kompleks” leśnych jam w Borowie charakteryzuje dostrzegalna liniowość. Główna oś (linia nr 1) przechodząca przez środek pięciokąta, składa się łącznie 6 jam (nazwijmy je dla porządku „punktami”) i liczy 136 m. Trzy są bardzo widoczne (jeden należy do „kromlechu” – K2), trzy są zniszczone i tylko częściowo ich zarys widać w LiDARze. Ukierunkowana jest z północnego wschodu na południowy zachód. Równolegle do niej można odnaleźć na mapie LiDAR „linię towarzyszącą” głównej osi. „Kromlech” nie jest ułożony według głównej osi. Posiada swoją własną oś ukierunkowaną „czubkiem” na południowy wschód. W odległości 225 m na północny-zachód od linii nr 1 przebiega równoległa linia nr 2 składająca się z czterech punktów, przy czym odległości od nich charakteryzuje równa odległość od siebie wynosząca ok. 90 m (piąty punkt wypadałby w przebiegu drogi leśnej). Linia liczy łącznie 361 m.

Jama K5. Widok od południa.

Linia nr 3 składa się z 6 punktów, z czego 2 są zniszczone w terenie, ale widoczne jeszcze w LiDARze. Linia ma 443 m długości. Dwa punkty są punktami „kromlechu” (K1, K5).
Linia nr 4 ma 6 bardzo wyraźnych punktów, przechodzi przez południowy punkt „kromlechu” (K3) i ma 466 m. Linia nr 5 przechodzi przez dwa punkty „kromlechu” (K3, K4) i składa się z 4 linii. Liczy 201 metrów. Linia nr 6 ma 254 m, wspólny początek z linią nr 3 i przechodzi przez dwa punkty „kromlechu” (K2, K4). Linia nr 7 ma tylko 58 mi przechodzi przez dwa punkty „kromlechu” (K1, K3). Linia nr 8 przechodzi przed dwa sąsiednie punkty „kromlechu” ( K4 i K5) oraz jeden punkt „zewnętrznego owalu” (48 m). Przez trzy punkty przechodzi linia nr 9 (136 m).

Wizualizacja części linii wg znanych jam (dla czytelności rysunku z osadzonymi w nich głazami) pokazujących wybrane zjawiska atmosferyczne.

 

Opisano część najważniejszych linii mających związek z punktami „kromlechu”. Dziś poprzez zniszczenia powierzchni spowodowane gospodarką leśną nie da się udowodnić m.in. związku z liniami, których punkty dobrze widoczne w terenie leżące ok. 26 m od siebie miały swoją kontynuację w liniach „kromlechu”. Będące w osi głównej oraz liniach towarzyszących zagłębienia cechuje ich niemal idealne ułożenie bez żadnych, nawet metrowych odchyleń. Widać to po ustawieniu tyczek geodezyjnych.

I teraz najciekawsze. Najważniejsze są linie: nr 1 (oraz jej cień – nr 2) oraz linia nr 7. Przecinają się pod kątem ok. 800. Linia numer 1 wskazuje zjawiska związane ze wschodem i zachodem księżyca. Linia nr 3 pokazuje miejsce wschodu i zachodu słońca latem. Linia nr 9 pokazuje wschód słońca podczas przesilenia letniego i zimowego. Pozostałe linie związane są także z azymutami wschodów i zachodów słońca oraz księżyca i ich położeniem w trakcie równonocy wiosennej i jesiennej. Analogicznie jak m.in. w Stonehenge, grobowcu Newgrange, Świątyni Słońca w Goodmanchester, czy  obserwatorium słonecznym w Goseck w Niemczech – najstarszym i najlepiej zbadanym w Europie, datowanym na lata 4800-4900 p.n.e. Przypadek? Wyznaczenie azymutów zjawisk astronomicznych (z dokładnością do minut i sekund łuku) jakie pokazują jamy być może pomogą określić precyzyjną datę jego powstania i określić jakie kluczowe momenty w kalendarzu astronomicznym wyznaczają. Do sprawdzenia korelacji między azymutami wybranych linii a azymutami wyznaczającymi określone zjawiska astronomiczne konieczne jest m.in. użycie teodolitów, ale problemem może być brak widoczności horyzontu na niektórych azymutach. Linie wskazują, że kompleks wyznaczał moment trwającego 18,6 lat cyklu księżycowego, gdy wschodzący nad horyzontem znajdował się najdalej na północy („lunar standstill”). To z kolei pozwalałoby przewidywać zaćmienia księżyca.

Czy to też są przypadkowe zbieżności osi głównej i linii do niemal identycznych kierunków jakie odnajduje się w wielu megalitycznych budowlach? Wobec braku „zawartości” jam (gniazd kamiennych), czyli prawdopodobnie megalitów stanowiących „przezierniki”, trudno określić bardzo precyzyjny azymut (błąd może być rzędu nawet 2 stopni) oraz czy występuje między nimi np. wielokrotność jakiejś jednostki miary np. metra, pręta pruskiego (co wykluczałoby neolityczne pochodzenie), albo megalitycznego jardu. Tą ostatnią miarę odkrył prof. inż. Alexander Thom badając ponad 600 megalitycznych budowli w Anglii, Szkocji, Walii i Bretanii. On także sklasyfikował kamienne kręgi na kilka typów, w tym spłaszczone koła kilku typów. Takim właśnie symetrycznie spłaszczonym kołem jest okrąg łączący pięć wierzchołków „kromlechu” utworzonego z największych jam. Czy na pewno są to pozostałości po wyrwanych z ziemi kamiennych blokach – menhirach lub stelach kamiennych? Jak duże musiały być skoro do dziś zostały po nich tak wielkie ślady? I równie ważne pytanie: w jaki sposób je wydobyto i kiedy je zabrano? Odrzucając teorię o domniemanym neolitycznym pochodzeniu owych linii wyznaczonych przez zagłębienia, czy może jest to tylko pozostałość po np. sieci triangulacyjnej z XIX wieku lub osnowie geodezyjnej?


Niepewna przyszłość

Niestety zniszczenia terenu spowodowane budową linii kolejowych, gospodarka leśna i działalność rolnicza zniszczyły pozostałe zagłębienia, które potwierdziłyby pełny kształt okręgu, łuku czy wielu potencjalnie istniejących linii. Aby wykluczyć lub potwierdzić ich dokładnie istnienie w liniach, potrzebne są bardzo dokładne pomiary w terenie, bo mapy numeryczne nie zdradzają wszystkiego. Weryfikacja w terenie ukazuje kolejne zagłębienia, które mogą być pozostałością po osadzonych w tym miejscu megalitach (?), a które z różnych przyczyn nie są widoczne na mapie LiDAR. Jak je odnaleźć? Czasem wystarczy linia wyznaczona np. przez tyczki geodezyjne. Potwierdzenie istnienia linii bloków kamiennych (alignmentów) odległych od „obserwatorium” o kilkaset metrów wskazywałoby, że być może w tym miejscu znajdował się megalityczny kompleks z okresu neolitu (?) mający powierzchnię co najmniej 30 ha. Potwierdzają to odkryte linie dokładnie pokrywające się z liniami jakie odnaleźć można w wielu znanych budowlach o czym pisałem wyżej. Przyjmując hipotezę, że kromlech istniał i był (lub nie) obserwatorium i kalendarzem astronomicznym, to pozostałe ślady układające się w linie mogły powstać niejako wtórnie, w czasach nam bliższych i nie mieć żadnego związku z obserwatorium. Dla przykładu znajdujący się Hampton Down w Wielkiej Brytanii neolityczny kamienny krąg miał w 1908 r. 16 filarów.  W 1964 r. liczył ich już… 28. Późniejsze badania wykazały, że tylko 8 z nich pochodzi z neolitu. Część jam w okolicy „kromlechu” może mieć związek z pobytem na Pomorzu germańskich Gotów, którzy wędrowali ze Skandynawii nad Morze Czarne. Tu trzeba dodać jeszcze jedną ważną informację. Wędrówki lodowców pozostawiły na Pomorzu nie tylko doliny i jeziora, których kształt często pokazuje kierunek jego przesuwania, ale też miliony kamieni i bloków skalnych różnych wielkości, także takich które ważyły kilka ton. Zapewne i tak było na opisywanym terenie. Można założyć, że nie był potrzebny żaden transport z większych odległości i użyto kamieni, które znajdowały się na miejscu. Do dziś w okolicy m.in. w samym Borowie, znajdowane są wielotonowe głazy dla ozdoby często stawiane pionowo jak menhiry (patrz zdjęcia).

Gospodarka leśna powoduje, że bezpowrotnie nikną te mniejsze zagłębienia, głęboko zaorane, a w ich miejscach powstają tzw. szkółki leśne. Cięciom rębnym podlega drzewostan o wieku najczęściej 100 lat dla sosny, a taki jest tu głównie gatunek drzew. Nie wszędzie więc da się już w terenie przeprowadzić badania. Także na tym najbardziej ciekawym terenie właśnie zakończyła się ścinka i zrywka drewna, która spowodowała częściowe lub całkowite zatarcie mniejszych zagłębień. Trasy zrywki w kilku miejscach przebiegły wprost przez największe zagłębienia, w tym jedno w „kromlechu” O ile największe nie znikną całkowicie, to w dalszych latach mniejsze lub bardziej zniszczone ulegną całkowitemu zatarciu. Mapy LiDAR przekazują jeszcze jedną ważną informację. Jeśli w tym miejscu znajdował się kompleks megalitów z obserwatorium astronomicznym z okresu neolitu (lub wcześniejszego), to nie tylko został on całkowicie rozebrany na materiał budowlany jak wiele kamiennych kręgów na północy Polski, ale jego ślady w postaci zagłębień po kamiennych blokach i kamieniach zostały w dużej części zniszczone w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat przez gospodarkę leśną. Nie tylko badania w terenie, ale i właśnie mapy LiDAR pokazują ślady bardzo głębokiej orki, którą przeprowadzono co najmniej 70-80 lat temu przed zasadzeniem lasu, a która przyczyniła się do degradacji powierzchni mogącej nosić ślady po hipotetycznych kamiennych konstrukcjach (być może) dolmenach, menhirach i mniejszych blokach kamiennych) oraz konstrukcjach ziemnych. Potwierdzenie przez naukowców i archeologów istnienia w tym miejscu śladów po dawnym megalitycznym obserwatorium astronomicznym w Borowie powinno wówczas skutkować ochroną konserwatorską gniazd kamiennych, gdyż w innym wypadku znaczna część z nich zniknie w najbliższych dziesięcioleciach.

Przyjmując hipotezę, iż w tym miejscu znajdował się megalityczny kompleks podobny do Carnac, Avebury, Callanish, Bodmin Moor, czy Wandlebury Enigma to nasuwa się przypuszczenie, że opisana wcześniej „droga donikąd” służyła wyłącznie do tego, by wywozić nagromadzony w tej okolicy materiał budowlany w postaci kamiennych bloków, głazów i kamieni. Pętla drogi ułatwiała wyjazd, wykluczając manewrowanie wozami czy też saniami do których zaprzęgnięto konie. Widoczny na mapie LiDAR zarys drogi wskazuje, że powstała ona przed wybudowaniem linii kolejowej 229, a więc przed 1886 r. Jej bardzo niskie nachylenie ułatwiać mogło transport ciężkich ładunków. Wywożący stąd budulec najprawdopodobniej nie mieli żadnego pojęcia czym były kamienne głazy.

Do czego i gdzie mogły zostać zużyte megality?

W najbliższej okolicy, a więc do 5 km od opisywanego miejsca, mamy kilkanaście dużych budowli, w których mógł zostać zużyty pozyskany kamienny budulec. Listę można zacząć od wielkiego młyna-papierni w Żukowie, który rozpoczął funkcjonowanie już w XIII wieku. Mocno rozbudowany w XVIII w. do dziś pokazuje jak wielką ilość obrobionych kamiennych bloków zużyto na fundamenty obiektu. Tuż obok znajduje się infrastruktura hydrotechniczna doprowadzająca wodę do młyna pochodząca z XVII w. Kolejnym obiektem jest elektrownia wodna w Rutkach. Jako obiekt hydrotechniczny wraz z kanałami i zabezpieczającymi wałami, pochłonąć musiał wiele setek ton kamienia. Nie można zapomnieć o dwóch liniach kolejowych, przy których budowie (w tym wiadukcie w Rutkach), w szczególności przy umacnianiu przyczółków mostowych, potrzebowano również ilości kamienia liczonej w tysiącach metrów sześciennych. Nie można też pominąć rozbudowy lokalnych dróg bitych, która pochłonęła także ogromne ilości kamienia. Świetna lokalizacja „złóż kamienia” – bliska wznoszonym konstrukcjom, idealne położenie topograficzne (zimą ze szczytu wzniesienia w Borkowie niemal bez wysiłku koni można byłoby na saniach lub prowizorycznych płozach przewieźć bloki kamienne np. do odległego o 3,5 km młyna w Żukowie. Ilość znajdujących się w pobliżu obiektów i zapotrzebowanie na ich budowę, mogło doprowadzić do unicestwienia na przestrzeni tylko ostatnich 200 lat śladów po „darmowym kamieniołomie”, zakładając, że rzeczywiście w tym miejscu był megalityczny kompleks. Aby potwierdzić lub wykluczyć tezę o jego istnieniu w okolicy Borowa potrzebna jest oczywiście kwerenda źródłowa, a potem dalsze działania, w tym badania archeologiczne.

Podsumowując: można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że odnalezione i zidentyfikowane zagłębienia stanowią ślad po megalitycznym obserwatorium i kalendarzu astronomicznym. Precyzyjne pomiary azymutów zjawisk astronomicznych jakie pokazują linie– i ich zmian na przestrzeni wieków mogą być niemożliwe do określenia precyzyjnej daty jego powstania m.in. poprzez brak widocznej naturalnej linii horyzontu.

*tekst pojawił się również w papierowym wydaniu miesięcznika Odkrywca

Mariusz Wójtowicz-Podhorski

Mariusz Wójtowicz-Podhorski – magister inżynier architekt krajobrazu, „człowiek renensansu” o wielu umiejętnościach, talentach, zainteresowaniach i doświadczeniach nie tylko związanych z historią i militariami.

 

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: