Datsun 240Z z 1969 roku - o tym jak Japończycy dokończyli dzieło Brytyjczyków

W życiu każdego, małego chłopca pojawia się plakat na ścianie. O ile u mnie w pokoju wisiła czerwona Testarossa, o ile u innych czasami była to Honda NSX czy u jeszcze starszych Countach od Lamborghini. Nie każde auto mogło wisieć na ścianie, nie mogliście od tak sobie powiesić W124 200D czy Forda Sierry. To musiała być Delta Integrale albo Mitsubishi Starion. U Fanów klasycznych samochodów wisiał Jaguar E-Type - przez wielu, uważany za najpiękniejsze auto w historii motoryzacji. Ale dziś nie będzie o nim, dziś będzie o jego Amerykańskiej kopii - a może i nie kopii ?

Zaślepiona wschodzacym słońcem własnych sukcesów, firma MG utraciła range największego producenta samochodów sportowych (model MGB), którą przejął właśnie Datsun 240Z i trzeba przyznać, że wywiązał się ze swojego zadania znakomicie. Pierwotnie, co może dziś wywoływać "chihot historii" - 240Z miał być napędzany silnikiem skonstruowanym na bazie tego z Jaguara, z dwoma wałkami rozrzadu w głowicy. Ale, gdy Japońscy inżynierowie poznali jego budowę, sprawdzili na wielu testach żywotność jednostki; zakasali rękawy i spróbowali sami swoich sił. Stwierdzili, że "Brytyjczycy" sami robią sobie pod górę i nazwali ich motor problematycznym i zbyt kosztownym.

 

 

Przy tym wszystkim spoglądali za ramię na swoich kolegów z Toyoty. Nissanowi bardzo podobała się wypuszczona przez Japońskich kolegów Toyota 2000GT. Ta sama, która zagrała w jednym z Bondów. W "Żyje sie tylko dwa razy" słusznej postury Sean Connery nie dawał rady wgramolić się do modelu coupe, dlatego na potrzeby filmu, firma przygotowała roadstera - dziś rarytas, poszukiwany przez kolekcjonerów.

Dziś w wielu wywiadach telewizyjnych, nawet aktualny Bond (Danel Craig) pytany o to, który "Bondowski" samochód jest jego ulubionym, ten odpowiada: Ta mała, figlarna Toyota.

Ale wróćmy do Nissana, bo to w sumie o nich dziś ma być ten tekst. Inżynierowie Datsuna opracowali od nowa, bardzo dobry 6-cylindrowy silnik z jednym wałkiem rozrzadu w głowicy. Jednostka zagościła w pieknie stylizowanym, typowo europejskim nadwoziu, którego autorem był nie kto inny, jak sam Count Albert Goetz, odpowiedzialny za stworzenie m.in. pięknego BMW 507, które jak wiemy było własnością m.in. samego Elvisa. Design Datsuna 240Z mieści się gdzieś pomiędzy linniami Jaguara E-Type - Anglicy są na tym polu wciąż obrażeni na Japończyków, swoje zrobili też Panowie z Mazdy, bo gdy wypuścili swój sposób na "brytyjskiego roadstera" czyli Mazdę MX-5 wydawało sie niektórym, że zaraz będzie wojna. Tak się jednak nie stało. Datsun 240Z czerpał chyba coś jeszcze od Włochów... ale Ci, zajęci strajkowaniem - niezorientowali się, że sportowa "Z-etka" ma też pierwiastek Ferrari Daytony. I to mimo, że pod maską 240Z drzemało 151 KM.

 

 

Nowoczesny układ zawieszenia, nowoczesny układ kierowniczy sprawiły, że Datsun 240Z prowadził się jak rasowy pożeracz szos. Szkoda, że dziś sama marka robi u Nissana za "budżetowy brand". Całe szczęście Nissan o literce Z nie zapomniał, i dziś z salonu możemy wyjechać 370Z - choć ten, nie jest już tak ładny, czysty jak poczciwa, stara 240Z.

Autor: Bartłomiej Chruściński, zdj. Nissan/Datsun

Chcesz być na bieząco z informacjami ze świata historii? Jesteśmy na facebooku polnocnej.tv. Szukaj nas na Twitterze oraz wyślij nam maila. 

Tagi: